Koalicjanci sprawujący w tej chwili władzę w Polsce (choć można odnieść wrażenie, że jednak nie sprawujący. O tym zaraz.) zgodnie poparli Rafała Trzaskowskiego w II turze wyborów prezydenckich. I każdy, kto choć trochę obserwuje politykę wie, że… przegrali. Często samą porażkę nie przepisuje się prezydentowi Warszawy, lecz jego przełożonemu w partii Donaldowi Tuskowi. Dzisiaj o tym, dlaczego wszystko wina Tuska. (I jaka czeka nas przyszłość)

Jeszcze nie tak dawno
15 października 2023 roku wygrała opcja zmiany. Koalicja Obywatelska, Polska 2050, Polskie Stronnictwo Ludowe wraz z Lewicą (Nową Lewicą i Razem do pewnego momentu) zdobyli ponad połowę szabel, jak tradycja zobowiązuje, w Sejmie i zabrały się do rządzenia. Od razu było wiadomo, że współpraca nie będzie łatwa. Pełne spektrum poglądów prezentowanych przez przedstawicieli nowo obranej większości nie napawało optymizmem co do efektywności i szybkości zmian. Jak i tych „światopoglądowych” tak i tych gospodarczych i społecznych. Tym niemniej mając na sztandarach walkę z PiSem wygrali i byli skazani na współpracę. Donald Tusk premierem, Szymon Hołownia wraz z Włodzimierzem Czarzastym marszałkami rotacyjnymi, Władysław Kosiniak-Kamysz szefem MONu.
Początki
Początki nie były takie złe. „Szymon Streamownia” rozpoczął „Sejmflix” (było blisko złotego przycisku! Niestety widzowie się skapnęli w trzech czwartych drogi do miliona, że nic poza pustym gadaniem smutnych panów tam nie będzie.) i miał skończyć z „zamrażarką sejmową”, czyli zjawiskiem, kiedy ustawy opozycji nie mają nawet szansy być procedowane. Zniknęło ocenianie zadań domowych w szkołach podstawowych. Odblokowano środki z Unii Europejskiej należące się Polsce w ramach Krajowego Planu Odbudowy (po pandemii). Złośliwie można powiedzieć, że za zasługi w walce o praworządność. Ale nie będę wchodził w meandry polskiego półświatka prawniczo-politycznego. W ferworze walki, mając na względzie swój mocny mandat społeczny zaczęła działać „demokracja walcząca”. Siłowo (na szczęście bez przelewu prawdziwej krwi) przejęto TVP, po czym postawiono ją w stan likwidacji. Nie wiem czy wtedy jeszcze ktoś miał w planach przekazanie dodatkowych pieniędzy na onkologię, ale telewidzowie szybko rozczarowali się składem „czystej wody” zapowiedzianej przez dziennikarza Marka Czyża w pierwszym programie i9:30. Jest niewątpliwie lepiej, ale bazując na wycinkach treści krążących po platformie X trudno być w pełni zadowolonym z postępów. Sprawa Centralnego Portu Komunikacyjnego, kontrowersje wokół audytów i osoby której powierzono tak ważną dla Polski inwestycję (byłego krytyka projektu, Macieja Laska) też nie była zbytnio kojąca dla wizerunku.

Efekty pracy
Ale kiedy przeszło 100 dni i z deklarowanych 100 konkretów zrealizowano mniej niż 20%… A są to obietnice złożone tylko przez największą partię koalicyjną… To słusznie można było się zastanawiać nad przyszłością. Jakie są niby plany. Po prostu koalicja składająca się z takich przeciwności jak PSL i Lewica nie była w stanie „dowozić”. Rząd stał się dysfunkcyjny. Partie zaczęły sobie nawzajem przeszkadzać i blokować projekty i co gorsza, zaczęły na tym opierać swoją szafkę „sukcesów”. Opisują rzeczy które zniszczyły u „przyjaciół” jako powód, dla którego wyborcy mają na nich głosować.

Teraz
Tak dochodzimy do niedawnych wydarzeń. W pierwszej turze przedstawiciele rządu uzyskują łącznie 40% poparcia. Zaś druga tura dobitnie upokarza wszystkich tych którzy na social mediach odliczali miesiące, dni i godziny do końca kadencji Andrzeja Dudy. Jak poseł Jan Kanthak powiedział niedawno na mównicy sejmowej, „Musicie doliczyć sobie 1829 dni”. Jarosław Kaczyński, często nazywany największym wygranym tych wyborów, gdyż to on wyciągnął przysłowiowego królika, który wygrał z doświadczonym bywalcem salonów, szanowanym prezydentem Warszawy. On zaproponował teraz stworzenie rządu technicznego, czyli takiego w którego skład wejdą eksperci. Nie tak odległą wizją wydają się przyśpieszone wybory parlamentarne.

Rekonstrukcja?
Premier i marszałek gorączkowo próbują reformować rząd, renegocjować umowę koalicyjną, wymienić stare twarze na nowe… Pytanie tylko czy to coś da, by odbudować dość bardzo zrujnowany obraz polskiego rządu który się anihiluje. Osobiście nie raz słyszałem opinie, że po wyborach parlamentarnych za dwa lata to Konfederacja z PiSem przejmą teki ministerialne. A nie tak dawno Prawo i Sprawiedliwość było w głębokim odwrocie. A Konfa miała marne 7 % poparcia i dwóch niegryzących się w język „oszołomów” w swoich szeregach, co blokowało ich szanse na „mainstream”.
Zandberg
Adrian Zandberg wczoraj wygłosił na mównicy sejmowej mowę, która bardzo trafnie opisuje aktualny stan rzeczy:
„Jeżeli nie zaczniecie rozwiązywać spraw zwykłych ludzi, to za dwa lata premierem będzie Mentzen, z koalicji PiSu z Konfederacją. I to będzie wasza wina!”
Wydaje mi się, że to jest uzasadniona opinia. Oczywiście Zandberg mówi to z pozycji zewnętrznego recenzenta i nie niesie na sobie trudu sprawowania władzy nad milionami obywateli, to jeżeli Tusk nie przestanie grać pod publiczkę, jeżeli nie zmieni swojego podejścia z walki o wysokość słupku w sondażu (co mu wybitnie nie wychodzi) na realne rozwiązywanie problemów, to będzie jego wina, że rządzić będą Mentzen, Bosak i Kaczyński (jakikolwiek by Drogi Czytelnik miał do nich stosunek).