Ballada
Jakiż to widok smętny i szary?
Znać, że to pobojowisko;
Pośród mgieł nocy skowyczą mary,
A w pośród tleje ognisko…
Jak okiem sięgnąć ciemna równina,
Gdzie wzrok zatrzymać – tam kości;
Wicher do ziemi drzewa przygina,
Bezczeszcząc zgliszcza przeszłości.
Straszne się toczyć musiały wojny!
Strzaskane leżą korony,
Gdzieś w dali wyje duch niespokojny,
Gdzieś błędną pieśń kraczą wrony.
Tam się podnosi błądzący ognik
I z śmiechem leci nad bagna,
W burym odmęcie zawodzi wodnik,
Pieśń jego – jako zgrzyt radła.
Tutaj zmurszałe legły sztandary,
Tu zasię tarcze spękane;
Czyli to zima, czyli to czary –
Wszystko śniegami zasłane…
Śpią nieprzespanie wielcy rycerze,
A każdy miecz w dłoni ciśnie,
Już im się oczu zwarły ościeże
I już im ranek nie błyśnie.
Wśród tej równiny, w blaskach płomienia,
Człowiek samotny zasiada;
Na jego skroni wieńcem wspomnienia –
Coś wyrzekł, zamilkł, znów gada.
A jako kamień w studni przepadnie,
Dźwięk wyda i tknie odmęty,
Tak głos mu wybrzmi głucho, nieskładnie,
Gdy myślą dawną przejęty.
„Przebóg!-zawoła nutą zapału,
Jak bezlitosne wyroki!”
Wspiąwszy się szybko na krawędź wału,
Błędnymi w dal pobiegł kroki.
„Pamiętasz wszakże! Królu mój, panie,
Jeden cię nie odbieżałem…
Jam bił się jako dawni Spartanie,
Tedy zaś – ranny leżałem.”
Krok swój zatrzyma podal wzniesienia,
Gdzie śniegu biel jeszcze krwawa,
Gdzie światło nikłe w mrok się przemienia
I choćby cień… nie zostawa.
Na szczycie owej upiornej góry
Król, dawien samowład świata,
Milczy złożony w całun purpury
I śni tak przez długie lata.
Człek zrozpaczony padł na kolana,
Błagalnie k’niebu wzniósł dłonie,
O łaskę błagał swojego pana –
Zimnej hołd dając koronie.
Na te wyrazy, na to wezwanie,
Zapłoną trupie źrenice;
Król posłyszawszy sługi błaganie,
Śmiertelną składa przyłbicę…
I dłonią krusząc całun lodowy
W ogniów się jawi koronie.
„Przeklęstwo! – wyje – Całun grobowy
Dziś jeszcze ciebie pochłonie!”
„Więc nie darujesz? Daruj, litości!-
Człek przerażony zawoła-
Nie jam jest winien, żeś padł w przeszłości
I temu nikt nie podoła.”
To mówiąc krzyża kryśli znak ręką,
To mówiąc „Boże!” wyrzeka
I zasłaniając się Świętą Męką,
Od króla swego ucieka.
***
GŁOS
Czego tu szukasz, marny człowiecze?
Pozostaw zmarłym ich bóle,
Pozostaw dawno spękane miecze,
Dziś nowi świat dzierżą króle.